Maria czeka właśnie na oficjalne wyniki, ale jest dobrej myśli. Pierwszego dnia egzaminów na 25 możliwych punktów dostała 24,5 pkt. Możliwość kształcenia się wokalnie na studiach muzycznych było jej marzeniem od lat. Do niedawna jednak nie miała w tym temacie wystarczającej wiedzy, choć śpiewać lubiła od dziecka.

– Rodzice opowiadali, że jak tata prowadził chór w cerkwi, a ja jeszcze byłam w kołysce, to nawet wtedy zawsze byłam z nim i słuchałam – opowiada Maria Martyniuk. – Sama śpiewać też zaczęłam bardzo wcześnie. Pamiętam, że w przedszkolu był jakiś konkurs. Tak bardziej na poważnie zaczęłam śpiewać w podstawówce, czyli SP nr 3 w Bielsku Podlaskim. Powstał tam chórek szkolny pod przewodnictwem pani Joanny Chilkiewicz. Śpiewałam w nim, ale nigdy jako solistka. I dopiero tak naprawdę na przełomie gimnazjum i liceum zaczęłam występować solo.

 

Na początku byłą piosenka białoruska

 

Poważniejsze występy były podczas konkursów piosenki białoruskiej, bo zarówno w podstawówce jak i w liceum, do których uczęszczała Maria, był to dodatkowy język nauczania. Śpiewała w szkole, w Bielskim Domu Kultury, a później w Białymstoku na etapie wojewódzkim.

– Jestem dość nieśmiała – mówi bielszczanka. – Sama dla siebie chętnie śpiewałam, ale żeby wystąpić przed kimś wymagało to ode mnie dużo wysiłku. Zaczęłam się jednak przełamywać. Jak już spróbowałam pierwszy raz, wiedziałam, że będę regularnie próbowała i występowała jako solistka.

W Bielsku Podlaskim w 2013 r. skończyła szkołę muzyczną, ale nie śpiewała, tylko grała na flecie poprzecznym. W pewnym momencie myślała nawet, że jej ścieżka muzyczna pójdzie bardziej w stronę instrumentalną. Przy okazji załapała też podstawowe zasady w muzyce. Pod kątem wokalnym, już na studiach, zaczęła się uczyć u Ireneusza Ławreszuka. Studiowała filologię rosyjską, przekładoznawstwo na Uniwersytecie w Białymstoku. Tam też śpiewała w zespole wokalnym, który występował podczas wieczorków z muzyką rosyjską, białoruską, ukraińską, ogólnie wschodnią

Jak sama mówi, choć początkowo śpiew w języku białoruskim był nieco z przymusu, bo uczęszczała do szkół z tym językiem nauczania, to z czasem okazało się, że lubi tą muzykę: – Ona jest taka nasza, bo nam tu na Podlasiu bliskie są takie klimaty – mówi Martyniuk. I dodaje, że daleka jest od śpiewu rozrywkowego. – Gdzieś tam zawsze czułam, że bliżej mi do głosu klasycznego niż czysto estradowego.

Dlatego próbowała dostać się na studia muzyczne w Białymstoku. Nie udało jej się to i nieco się przez to zraziła do śpiewu. Stwierdziła jednak, że będzie nadal brać udział w konkursach. Przełomowym momentem był jej udział w Konkursie Piosenki Anny German. Udało się. Wygrała w Białymstoku i jako zwyciężczyni pierwszego miejsca pojechała do Warszawy do Teatru Polskiego. Śpiewała tam z orkiestrą symfoniczną, co było dla niej czymś zupełnie nowym, bo dotychczas występowała z podkładem muzycznym. Od tamtej pory współpracuje z festiwalem i jest zapraszana na konkursy jako laureatka. W tym roku była nawet w Uzbekistanie, ponieważ Anna German się tam urodziła.

 

Od kelnerki do sceny operowej

 

W międzyczasie Maria skończyła rusycystykę i nie wiedziała za bardzo, co zrobić dalej ze swoim życiem. Podczas wakacji postanowiła dorobić w Chutorze nad Narwią. Dorywcza praca kelnerki okazała się być przełomowa w jej karierze wokalnej. Tam na prośbę właściciela Chutoru, Andrzeja Jóźwiuka zaśpiewała na imprezie, na której byli m.in. przedstawiciele Unibepu. Okazało się, że trafiła na koneserów.

– Zauważyli mnie pewni ludzie, którzy tam byli, m.in. pan Zubelewicz, który jest fanem muzyki i troszeczkę się na tym zna – mówi z uśmiechem Maria. –Stwierdził, że mam potencjał w głosie na śpiew klasyczny i że zna w Warszawie panią profesor Beatę Wardak, która organizuje różne warsztaty, która uczy śpiewu klasycznego i zapytał, czy nie zechciałabym spróbować swoich sił w tym kierunku. Po występie podeszli też do mnie panowie Jan Mikołuszko wraz z Wojciechem Jarmołowiczem z propozycją finansowania nauki śpiewu. Powiedzieli, że mogą mnie wziąć pod swoje skrzydła. Bardzo mnie to ucieszyło i otworzyło mi furtkę, która myślałam, że była już zamknięta.

Bielszczanka przeprowadziła się do Warszawy i zaczęła naukę śpiewu w Europejskiej Fundacji Promocji Sztuki Wokalnej. Znalazła pracę w branży IT. Choć prawdopodobnie nie jest rodziną Zenona Martyniuka, a przynajmniej nic na ten temat nie wie poza tym, że pochodzą z tych samych terenów, fama tego nazwiska poszła za nią do stolicy.

–  W Warszawie dostałam przydomek od pani profesor i dziewczyn, które też się u niej uczą: Zenkowa. Co mnie boli i jest straszne. Śmieje się jednak, że może zmienię kierunek postrzegania tego nazwiska – żartuje bielszczanka.

Maria Martyniuk od muzyki lekkiej, łatwej i przyjemnej zdecydowanie woli śpiew klasyczny i operę, do której z wielką chęcią chodzi w Warszawie. Mówi, że nie chce zbyt daleko sięgać planami, ale kiedy mówi o operowym śpiewie oczy jej się błyszczą i widać, ze to jej prawdziwa pasja.